- Myślę, że w historii ludów Elymianów coś z pewnością
znajdę. Mam przesunąć tym kwadracikiem…
- Myszką – westchną Michał i podjechał do siedzącego na
beżowym łóżku przyjaciela – i kim niby są ci Elymiani?
- Jak przeczytam, to ci powiem. To mam tą myszką przesunąć?
Ale ona nie rusza strzałeczką na monitorze!
Lis uniósł myszkę i postukał ją w ścianę.
Michał niezdarnie przeniósł się z wózka na łóżko. Lis odłożył
laptop i pomógł mu się przesunąć. Jego jasne, niemalże białe włosy połaskotały
go w twarz. Niepełnosprawny chłopiec nie znosił tego typu pomocy, lecz ta od duszka,
sprawiała mu przyjemność, dodatkowo, jakiekolwiek protesty były tylko stratą
czasu.
- Wyłączyłeś myszkę, więc logiczne, że nie działa! Patrz –
chwycił przedmiot i odwrócił – tu masz taki przycisk, jeśli go wyłączysz, nie
ma strzałeczki na monitorze. Możesz też używać tej pod klawiaturą.
Lis przesunął paznokciem po włączniku, zaświeciło się
czerwone światełko. Usadowił komputer ponownie na kolanach i w powietrzu
próbował nakierować wskaźnik. Michał uderzył się wymownie dłonią w czoło.
-No tak, musi dotykać podłoża. A ta do suwania palcem jest
całkiem okropna i nie chce jej.
Michał tylko uśmiechnął się wymownie.
- Udało się! Otworzyłem!
- Małe dzieci
opanowują obsługę komputera szybciej, niż potrafią czytać. Poważnie. Brat mojej
mamy ma córkę, filmiki na youtube przegląda bezproblemowo. Youtube to taka
strona z ruszającymi się obrazkami – wyjaśnił.
Lis rzucił mu nieprzyjemne spojrzenie.
- No co ty nie powiesz....
- Niedawno przestraszyłeś się, gdy kazałem ci używać myszki.
Myślałeś, że mówię o prawdziwym zwierzątku, więc wolę wcześniej wyjaśniać. Chociaż w sumie, byliśmy w kinie! Ah, nie wyszło! -
Michał pokazał towarzyszowi język, a Lis naburmuszony zagłębił się w lekturze.
Od rana zalegli w pokoju Michała i przeszukiwali Internet w
poszukiwaniu najróżniejszych legend. Nie do końca wiedzieli, czego szukać, więc
szło to wyjątkowo mozolnie. Fakt, że Lis za wszelką cenę postanowił ćwiczyć
umiejętności obsługi komputera nie pomagał.
- Nie piszę tutaj nic o jakichkolwiek magicznych postaciach –
uznał Lis z smutkiem.
- Bo nie możesz przeglądać wszystkiego, co tylko ci się
wyświetli. Sortuj trochę informację.
- Wtedy coś pominiemy! A i tak to jest takie ciekawe.
- Przyniesiesz mi naleśnika? Leży na stole w kuchni.
Lis szybko podniósł się z łóżka, zatrzymał się jednak w
drzwiach
- Podgrzać? – zapytał.
- Nie trzeba.
Michał wiedział, że Lis ma dobre intencje, ale wolał nie
ryzykować ewentualnego pożaru. Nawet przypalony garnek dla jego mamy był
tragedią porównywalną z drugą wojną światową, a co dopiero kuchnia.
Wykorzystując chwilę wolności, szybko wszedł w ustawienia przeglądarki blokując
wikipedię. Nie wierzył w jakąkolwiek rzetelność tej strony.
Na ścianie przeciwległej do okna pojawiły się światła z
samochodu. Czyżby rodzice Michała wrócili tak szybko? Dochodziła dopiero
osiemnasta. Nie usłyszał jednak otwieranych drzwi, ani przekręcania zamka. Ktoś
musiał zawracać na ich podjeździe.
- Trzymaj – Lis podał Michałowi talerz – mogę zapalić
świeczki?
- Nie prościej światło?
- Przy świeczkach będzie klimatycznej.
Nie pytając o dalszą zgodę, poszedł do sypialni rodziców
Michała, gdzie przyniósł dwie świece w świeczniku i kilkanaście podgrzewaczy.
Wszystko ustawił na zawalonym kartkami i kryminałami biurku i podpalił. W
pokoju rzeczywiście zrobiło się przytulniej. Wesołe promienie chodziły po
drewnianych meblach.
- Czy twoja rodzina nie będzie się niepokoić, że znowu cię
nie ma cały dzień? Chyba, że im powiedziałeś o mnie.
Michał zajadał się naleśnikiem, z nadzieją, że spora ilość
tłuszczu i cukru w nim zawarta sprawi, że chociażby odrobinę przytyje, a Lis
wrócił do gwałcenia strzałeczki w dół.
- Daniel wściekłby się. Poszedłem do miejsca, gdzie jest
pełno ludzi, dodatkowo znalazłem kogoś, kto mnie widzi i zamiast uciec,
spotykam się z nim codziennie. On się bardzo boi ludzi – odpowiedział nie
dorywając wzroku od monitora.
- Dlaczego?
- Nie mam pojęcia. Oh, próbowaliśmy dowiedzieć się
czegokolwiek wielokrotnie, ale nie chce mówić. Ale musiał mieć styczność z
ludźmi. Przecież nauczył nas pisać i czytać. Wytłumaczył, gdzie szukać ubrań i
jak otwierać kontenery, gdzie leży biblioteka i jak ominąć to coś, co nagrywa
filmy… - zaczął pstrykać palcami próbując przypomnieć sobie właściwą nazwę.
- Kamery.
- Dokładnie!
- Czyli znał ich układ. Kozioł i Szerszeń, oni tak spokojnie
przyjmują to wszystko?
- A co więcej możemy zrobić?
Michał westchnął i odłożył talerz na szafkę nocną.
- Nie ufam mu, z tego, co mówisz.
- Ja trochę też – rzucił po dłuższej chwili Lis.
Duszek zamknął laptopa, podciągnął kolana pod brodę. Nie
potrafił wyjaśnić Michałowi nic, bo sam nie posiadał żadnych informacji.
Irytacja i niepewność, uczucia, które pojawiły się w jego sercu niedawno i nie
chciały go opuścić. Zawsze marzył, by poznawać świat, więc włóczył się bez
celu, oglądał w letnie dni kuglarzy na rynku, słuchał muzyków, zimą czasem
nawet chwycił za dłoń przechodnia, gdy ten o mało się nie przewrócił. Nie
zadawał jednak pytań. Zaufał Danielowi. Dopiero Michał pokazał, że istnieje
zbyt wiele pytań bez odpowiedzi. Jak długo Michał egzystuje na tym świecie?
Czego się boi? Bo się boi. Dwa lata, a nigdy nie opuścił domu. Chodził po
pustostanie, który zamieszkiwali, czytał podkradzione książki i komiksy,
patrzył się nieustannie w nocne niebo, tęsknie.
- A właśnie, miałem się już kiedyś o to pytać. Czy Kozioł i
Szerszeń są do Ciebie podobni?
- Nie rozumiem – pokręcił głową.
- Z wyglądu – prychnął Michał – wiesz, trupia bladość,
tlenione, wiecznie poczochrane włosy…
- Nie. Ich jeszcze można uznać za braci. Mają ciemne włosy,
prawie czarne, jak twoje, oczy też jakieś ciemniejsze, są jedynie dość bladzi,
ale tez nie tak jak ja.
- A już myślałem.
- Zróbmy coś – stwierdził Lis.
- Co takiego?
- Nie wiem, cokolwiek.
- Jeśli teraz wyjdziemy, nie wrócimy przed rodzicami, będę
potem słuchał o tym, jak bardzo się martwili.
- Zawsze możesz powiedzieć, że według psychoterapeuty
powinieneś wychodzić, dlatego postanowiłeś pójść do kina.
Lis wstał z łóżka i otworzył szafę Michała. Szperał w niej
robiąc, o ile to w ogóle możliwe, jeszcze większy bałagan. Wyciągnął jeansowe
spodnie i fioletowy sweter. Rzucił ubraniami w niepewnego towarzysza.
- No właśnie! Muszę się przebrać! Wiesz ile zajmuje mi to
czasu! Spodnie to prawdziwa makabra!
- Pomogę Ci! Po za tym, mi nie przeszkadzają twoje dziurawe
dresy, innym na pewno też nie.
Lis podszedł do Michała, przesunął go na skraj łóżka. Michał
zareagował z dużym opóźnieniem, gdy zimne palce Lisa wsunęły się za gumkę od
spodni i próbowały je zsunąć nie bacząc, że ciągną za sobą majtki.
- Dam radę sam! – Krzyknął.
Lis prychnął i podszedł do włącznika światła. Zapalił je, a
następnie pogasił świece.
- Bez wyglądania jak menel ludzie się dziwnie patrzą na mnie.
Myślą, że gadam do siebie! Okropnie mieć niewidzialnego przyjaciela.
- Marudzisz.
- Grają w ogóle coś ciekawego? I nie zgadzam się na
jakąkolwiek bajkę!
Michał przebrał się oparł na ramionach i usiadł na wózku.
- Nie rozumiem dlaczego.
Michał był wdzięczny losowi, że akurat trafili na film akcji.
Czekali z Lisem na jasnym korytarzu, aby pracownik kina, młody mężczyzna z
bujną broda, wpuścił ich wejściem dla osób niepełnosprawnych. Zwykle trafiają
na tego mężczyznę. Któregoś razu poklepał go ojcowsko po ramieniu mówiąc, żeby
nie wstydził się wołać, jakby czegoś potrzebował, innym razem udzielił mu
pracowniczej zniżki. „ Dla takiego konesera filmów, to oczywista sprawa”.
Litość, wszędzie litość, która doprowadzała go do szału.
- Długo tutaj czekacie?
Podszedł do nich ktoś zupełnie inny. Wysoki mężczyzna w
idealnie skrojonym garniturze, zdobionym srebrną nitką, ostro czerwonym, nijak
pasującym do reszty krawacie. Twarz miał srogą, zdobioną wieloma zmarszczkami.
- Czekam dosłownie kilka minut.
- Ah, to dobrze – uśmiechnął się – ważne, aby żaden z
pracowników nie zapomniał tych drzwi, kiedyś już tak się zdarzyło. Może lepiej,
abyśmy ich nie zamykali – ostatnie zdanie powiedział jakby do siebie - więc
życzę miłego seansu – rzucił.
Spojrzał Michałowi prosto w oczy, a potem spojrzenie
przeniósł na Lisa. Nie zagościło ono zbyt długo. Odwrócił się na pięcie i
pewnym krokiem oddalił się.
Chłopcy milczeli przez chwilę, dla pewności, że nieznajomy
nagle nie postanowi wrócić.
- Myślałem, że mnie widzi. Patrzył się i powiedział czekajcie
- Lis przegryzł nerwowo wargę.
- Bo widział. Jestem tego niemalże pewny.
Obu chłopcom zupełnie odechciało się wizyty w kinie. Minęli
pracownika, który tylko zawołał, gdzie Michał się wybiera. Nie rozmawiali, aż
nie dotarli do parku oddalonego o piętnaście minut drogi. Mimo niezbyt
przyjemniej pogody, mżawki i siarczystego wiatru, biegali po nim po nim ludzie.
Lis usiadł na wilgotnej, obdartej ławce.
- Tak myślę, że nie potrzebnie wpadasz w panikę – stwierdził Michał,
jednak ton jego głosu nie brzmiał zbyt pewnie – skoro ja cię zobaczyłem, może i
ktoś inny może. Ewentualnie nie patrzył się na ciebie, a na ścianę. Stwierdził,
że jestem wariatem, który nie zauważył, że obok niego ktoś jest. No wiesz,
cokolwiek.
- Chyba powinienem wrócić do domu.
Lis wstał i odszedł szybkim krokiem.
- Lisie! – zawołał Michał, lecz przyjaciel nie myślał się
zatrzymać.
Michał dogonił Lisa dopiero przy starodawnej bramie
wejściowej, która nienaoliwiona bez przerwy skrzypiała poruszana wiatrem.
Dłonie miał brudne, błoto odbijało się od kół i spadało na nie. Ciężko dyszał.
- Ja…– zaczął duszek – wybacz. Może jednak Daniel ma rację? A
ja tak zignorowałem jego wszelkie rady! Głupek! Przecież on o nas dba, zupełnie
o tym zapomniałem.
Michał chwycił dłoń przyjaciela, była niczym sztuczna.
- Uspokój się – głos mu się złamał- Czy ty… chcesz ode mnie
odejść?
Lis był jego jedynym przyjacielem. Już przed wypadkiem, nie
był zbyt lubianym dzieckiem, a po, tym bardziej. Rodzice kontrolowali większość
jego ruchów. Nawet, gdy początkowo dostawał jakiekolwiek zaproszenie,
skrupulatnie sprawiali, że musiał odmówić. Nie
poradzisz sobie, na pewno będzie alkohol, nie lepiej, abyś spędził ten czas z
nami, przecież tak rzadko rozmawiamy… Lis nie może go opuścić, nie teraz, gdy
poznał magię posiadania bliskiej osoby.
- Zwariowałeś! Czuje stres. Tak mi się wydaje i wielkie
podekscytowanie.
- Wróćmy do domu, zostaniesz na noc. Jutro pomyślimy – Michał
okrył swoje nogi dokładniej kocem.
- Czasem jednak musze wrócić do domu. Przyjdę rano, obiecuje.
Puścił rękę towarzysza i odbiegł przed siebie.
Michał patrzył ze smutkiem w oczach na jego oddalającą się
sylwetkę. Jutro muszę poprosić, aby podał
mi podkładany adres pustostanu, tak dla pewności.
"protesty były tylko stratą czas." - czasu
OdpowiedzUsuń"Lis ma dobre intencję" - intencje.
"tlenione, wiecznie poczochrane oczy…" - na pewno mowa o oczach??
"biegali po nim po nim ludzie" - ;)
Smutna to historia, zaiste. Ale czy tacy "porzuceni" bohaterowie nie zawsze znajdują sobie dziwnych przyjaciół? Bo tylko tacy "dziwni" ich rozumieją i chcą spędzać z nimi czas. Ci, którzy uparcie płyną pod prąd. Rozglądają się dookoła. Są wrażliwi na otaczającą ich rzeczywistość.
No dobra, moja ciekawość bierze górę. O co chodzi z Lisem. Dlaczego jedni go widzą, a inni nie? Jest duszkiem, a jednak ciałem. Duchy mogą poruszać przedmiotami, ale jednak on jest po prostu ciałem. Totalna abstrakcja, która pierze mi mózg. I bardzo dobrze! To lubię. ;)
Pozdrawiam.
Co za idiotyczne błędy! Już poprawiam.
UsuńDuszkiem, chyba w prologu zamieściłam, że duszkiem - bytem, ciężko stwierdzić, sam dokładnie nie wiedział.
Pisałam początek tyle razy, że gubię się, którą wersję uznaję za właściwą.
;)
Znam to uczucie. ;)
UsuńLiterówek jest znacznie więcej, aż szkoda wymieniać. Troszkę to drażni, ale mimo wszystko przyjemnie się czyta Twoją opowieść. Masz bardzo przyjemny styl. Szkoda, że dodajesz tak mało opisów, bo z nimi ten klimat magii byłby jeszcze wyraźniejszy, ale tak jak jest również jest w porządku :) Cieszę się, że wracasz do tej historii, bo pomysł naprawdę bardzo mi się spodobał :D Czekam na kolejne rozdziały!
OdpowiedzUsuń