środa, 7 marca 2018

Prolog


- Nie planowałem się zabić – westchnął Michał zrezygnowany, stanowczo zbyt wiele razy musiał powtarzać to zdanie – to jeden wielki zbieg okoliczności. W moście zaklinował mi się wózek. Pomiędzy kafelkami, wiesz, takimi kwadratami, nie wiem jak inaczej można je fachowo nazwać. Próbowałem wszelkich sił, aby kółko wyskoczyło, niestety nic z tego nie wychodziło. Szarpałem tak mocno, że straciłem równowagę i upadłem. Uderzyłem głową mocno w bruk, pociemniało mi przed oczami. Chwilę tak leżałem, aż podbiegł przechodzeń. Niestety zamiast zwyczajnie pomóc mi wstać, rozpętał wielką aferę. Wiesz, to ten typ z syndromem niespełnionego bohatera. Krzyczał, że mam przed sobą całe życie i z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Wezwał pogotowie. Mówiłem ratownikom, że nic mi nie jest, ale nie słuchali. Do szpitala zostali wezwani rodzice. Tam, całe szczęście, trafiłem na profesjonalistów. Uwierzyli mojej wersji wydarzeń. Prowadziła mnie pulchna doktorka z różowymi pasemkami.
Moi rodzice byli typowymi ludźmi zamkniętymi w świecie własnych ideałów. Skoro ktoś ma inną fryzurę, nie może mieć racji. Tak więc chodziłem na terapię grupową dla rodzin. Określiłbym to jako najgorsze dwie godziny w tygodniu, ale wtedy towarzyszył mi już Lis. Przy nim nic nie mogło być złe.
Lis był duszkiem, duchem, zagubioną duszą. Ciężko stwierdzić, sam nie potrafił się dobrze określić. Miał dwa lata, tak przynajmniej twierdził. Na początku nie wierzyłem, ale dziś wiem, że mówił prawdę. Jak  uwierzyć, że chłopiec, wyglądający jak twój rówieśnik ma dwa lata. Dusze zawsze mają jedną, dorosłą formę. Niestety, brak mu było wiedzy o otaczającym go świecie. Dlatego też postanowił mnie odszukać w szpitalu i zdobyć odpowiedzi na nurtujące go pytania. Samobójstwo było czymś, co nie mieściło mu się w głowie. Bardzo chciał poznać prawdziwe życie, lecz nigdy nie było mu to dane.
Może dlatego określenie duszek jest błędne. Lis posiadał ciało, lecz nie płynęła w nim krew. Był zimny, niczym przedmiot. Nie odczuwał mrozu, ani ciepła, wiatr nie sprawił, że go policzki oblały się różem. Nie spożywał pokarmów.
Nikt po za mną i jego rodziną nie mógł go widzieć. Mówiąc, jego rodzina mam na myśli braci i przyszywanego ojca. Tylko oni były takim samym typem bytu. Początkowo uznałem, że zwariowałem, w głowę uderzyłem się mocniej, niż ktokolwiek przypuszczał. Jednak czułem jego zimną dłoń na policzku, gdy próbował udowodnić, że istnieje naprawdę. Byłem mocno wredny i opryskliwy, aż dziw, że nie odszedł.
- Długo masz zamiar tu siedzieć? Swoją droga, takich jak ty, trzymają tak normalnie, z innymi? – Prychnąłem.
Lis przez dłuższą chwilę milczał, zanim zauważył, że słowa były skierowane właśnie do niego. Znajdowaliśmy  się w sali szpitalnej. W tle irytująco migotała latarnia uliczna, lecz dawała jedyne źródło światła. Noc była ciemna. Zostawili mnie na kontrolę, rodzice w końcu pojechali do domu, miałem dosyć, a tu jakiś typek siedzi przy moim łóżku.
- Mówisz do mnie? – Szepnął cichutko.
Odwróciłem się gwałtownie.
- A niby do kogo? Po cholerę tu siedzisz?
- Jestem zdziwiony, że mnie widzisz.
- Dlaczego miałbym tego nie robić, skoro tu jesteś? – wariat.
Lis przesiadł się z krzesła na łóżko. Zacząłem się stresować, dłonie miałem mokre.
- Po prostu postanowiłem Ci potowarzyszyć, dowiedzieć się, dlaczego zrobiłeś ten straszny czyn – rzucił lekko drżącym głosem.
- Wspaniale, a może zechcesz dowiedzieć się, czy cię nie ma na korytarzu .
Przesunąłem się na skraj łóżka. Zawsze to kilka centymetrów dalej od dziwnego typka.
- To nie było miłe -  burknął po chwili.
- Nie miało być, odejdź wariacie! – krzyknąłem i pchnąłem go mocno, aż spadł na podłogę.
Przestraszyłem się. Od razu rzuciłem się, aby mu pomóc. Wariat, ale nie chciałem zrobić mu krzywdy. Niestety, sam wychyliłem się zbyt mocno i wylądowałem koło niego.
- Nic ci nie jest? –Rzucił Lis podnosząc się – Nie możesz wstać?
- Jest ok.
Nie uwierzył. Chwycił mnie pod pachami i usadowił na łóżku.
- Przepra…
Nie dokończyłem. Do sali wbiegła zdyszana, młoda pielęgniarka. Zapaliła górne światło. Jarzeniówki oślepiły nas przez chwilę.
- Co się dzieje?- Rzuciła piskliwym głosem – Nic ci chłopcze nie jest?
Pomachałem przecząco głową.
Ona go nie widziała. Tamtego wieczoru nie zamieniliśmy już ani jednego słowa. Zwyczajnie wyszedł i rzucił „do jutra”. Jutro wrócił. Początkowo zdawał się rozczarowany, gdy wyjawiłem mu prawdę.
Nie chciałem się zabić.
Mimo wszystko, przychodził codziennie.

3 komentarze:

  1. Odwiedzam Katalogowo i trafiłam na Twojego bloga, ponieważ zainteresował mnie adres i ytuł Twojego opowiadania. Naprawdę zapowiada się ciekawie, świetny wybrałaś sobie temat! Pewnie jak każdego czytelnika, mnie także intryguje postać Lisa, duszka. Chociaż szczerze przyznam nie rozumiem, dlaczego dwuletni chłopiec - duch to lis. Na początku byłam zdezoreintowana, bo nie wiedziałam czy ten duszek to człowiek a może lis. Mam nadzieję, że w dalszych rozdziałach dowiem się czegoś więcej.
    Co rzuca się w oczy to brak akapitów. Kiedy zaczynasz wypwiedź bohatera używasz łącznika, a powinnaś stawiać myślnik lub półpałzę.
    Będę tutaj czasem zaglądać i oczekiwać następnego rozdziału. Życzę powodzenia w pisaniu.
    Pozdrawiam ( :

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lis to po prostu imię.
      "Miał dwa lata, tak przynajmniej twierdził, na początku nie wierzyłem, ale dziś wiem, że mówił prawdę. Jak uwierzyć, że chłopiec, wyglądający jak twój rówieśnik ma dwa lata. "
      Bardzo dziękuję za komentarz ;)

      Usuń
  2. "Tylko oni były takim samym typem bytu. Początkowo uznałem" - Byli?

    Hm... Zaintrygował mnie już sam opis, bo zalatuje mi tu ciekawą abstrakcją. To kim jest Lis? Właściwie, nie odpowiadaj. Tak długo, jak jego postać będzie osnuta tajemnicą, będzie ciekawy. Zmarł jako dziecko, zakładam; urocza, ciekawska istota. Jego relacja z narratorem zapowiada się na ciekawą, strasznie mnie intryguje. W zasadzie nie umiem komentować takich historii, bo moje słowa względem nich wydają się takie nijakie, nie pasujące. Nic to, idę dalej. :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdą opinię odnośnie mojej "twórczości". Z chęcią przyjmuję uzasadnioną krytykę, bardzo zależy mi na doskonaleniu się. Absolutnie nie akceptuje spamu, lecz z chęcią zaglądam do zakątków w sieci moich czytelników.

Obserwatorzy